1 sty 2012

Florence Welch

Rok 2011 minął u mnie pod znakiem przeprowadzki do Anglii. Nie był to typowo zarobkowy wyjazd, raczej urlop od życia, przygoda, ostatni zryw wolności przed ustatkowaniem się. Wielka Brytania, mimo że po 2004 r. zaczęła być kojarzona z kierunkiem wyjazdu "na zmywak", co nieco odarło ją z uroku i tajemniczości, u mnie nadal wywołuje bardzo romantyczne skojarzenia.

Angielski gotyk, rudowłose piękności w powłóczystych szatach z obrazów prerefaelitów, roślinne motywy zdobnicze Williama Morrisa, elfy i ich architektura w ekranizacji "Władcy pierścieni", zielone wzgórza szkocji z "Nieśmiertelnego", rycerze z filmów o królu Arturze, wrzosowiska Wichrowych Wzgórz, ogody z ekranizacji książek Jane Austen, ogród z "Tajemniczego ogrodu"...

I tak się stało, że muzyczną krystalizacją tych romantycznych wizji o Anglii stała się dla mnie Florence Welch z Florence + The Machine. Jej "gotycki pop", wyniosła postać z burzą rudych włosów, zamiłowanie do sztuki, przeistaczanie się na scenie i w sesjach zdjęciowych w elfie wróżki w powłóczystych szatach, antyczne boginie czy heroiny z lat 20-tych... Wszystko to plus zamiłowanie do ogrodów i zieleni sprawiło, że pokochałam ją z całego serca.

Panie i Panowie, Florence Welch z Florence and The Machine!

FLORENCE + THE MACHINE "Landscape"


FLORENCE + THE MACHINE "Rabbit Heart"


zdjęcia: florencewelch.pl