Kiedy byłam małą dziewczynką, do przyrody miałam stosunek jak mała indianka - użytkowy i magiczny. Pospolicie rosnące na podwórku rośliny miały swoje określone funkcje: z kwiatostanów babki i owoców niecierpka się strzelało, na źdźbłach trawy się grało, a przy pomocy ich puszystych wiech grało się w "kogucik czy kurka", z płatków bodziszków robiło się fioletowe pazurki, z nosków klonu rogi nosorożca, na czapeczkach od żołędzi się gwizdało, dmuchawce się zdmuchiwało, a czterolistna koniczyna przynosiła szczęście. Całą masę roślin się zjadało - kwiaty koniczyny i jabłoni, "boże chlebki" czyli owoce ślazu zaniedbanego, kwaskawe trójkąty tasznika. Oprócz tego dzikie owoce - kwaśne śliwki, cierpkie tarniny czy usmażone przez mamę w naleśnikowym cieście kwiaty akacji lub czarnego bzu.
Wszystkie rośliny były po to, żeby z nich korzystać, wyciągać ręce i brać. Przewodnikiem po tym świecie byli rodzice, których wiedza w naturalny sposób przesiąkała do mojej podświadomości. Wilcze jagody i kąkole są trujące, jak stłukę kolano, muszę przyłóżyć do niego liść babki, młode szczawiowe listki mogę jeść, ale nie za dużo.
Takie wspomnienia wywołała we mnie ta bezpretensjonalna polaroidowa sesja zdjęciowa z Kirsten Dunst dla marki "Band of Outsiders" zrobiona w ogrodzie botanicznym
Huntington w Pasadenie w Kaliforni.
zdjęcia:
fashiongonerogue.com
Więcej zdjęć:
fashiongonerogue.com
rewelacja!! właśnie tak było! taszniki, tobołki, słodkie łodygi kupkówki! żółtlica do karmienia kurczaków, krwawnik dla gąsek, drżączka do pogryzania! Przeczytałam całej rodzinie i każdy dorzucił wspomnienia...
OdpowiedzUsuńa sesja cudna! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo robiłam to samo jadłam i tak samo smakowało. Pamiętam jeszcze jak z powalonego dużego pnia wyrywaliśmy po deszczu jego wnętrzności, które wyglądały jak mięso kurczaka, bielusieńkie i pachnące mokrą ziemią.Cudowny czas...
OdpowiedzUsuń...a młody krwawnik był koperkiem w zabawach w dom. Dla moich córek znalezione na drodze buraki cukrowe, były zaczynem do zabawy w gospodarstwo i grały rolę świń. Dla mnie objawieniem i magią było leżenie z nosem w mchu i igliwiu. Myślalam,że trafiłam do bajki...
OdpowiedzUsuńTeraz latam po sieci, patrzę, co "w trawie piszczy" i tak znalazłam Twój blog. Sama też od niedawna probuję. Wstapisz?
http://ogrodija.blogspot.com/
Miałam nadzieję, że dorzucicie tu kilka swoich wspomnień:-) Dzieciństwo to taki magiczny czas, który takimi właśnie drobnostkami kształtuje naszą wrażliwość i wpływa na całe dorosłe życie.
OdpowiedzUsuńGAJA - wstąpiłam i jeszcze na spokojnie poczytam. Blogów ogrodniczych nigdy za dużo, świetnie że zaczęłaś pisać swojego :-)