Do szkicowania roślin wrócił w wieku 27 lat - w bardziej systematyczny i dokładny sposób. Pracował w tym czasie nad polichromiami i projektami witraży dla Bazyliki św. Franciszka w Krakowie, w których pojawiały się motywy polskich kwiatów. Ponadto jego podupadłe w Paryżu zdrowie wymagało spokoju i łagodnego lekarstwa duchowego, jak sam to określał. Spędzał więc całe dnie wiosny i lata 1896 r. i wiosny 1987 r. na Bielanach, nad Wisłą, w olokicach Kalwarii, w krakowskim ogrodzie botanicznym - rysując.
Zachwycał się: "Malwy, dziewanny - co to za cudowne rośliny. Jakie to strzeliste kwiatów pędy, jakie to żywe, rozumne kwiaty. Najbujniejsze tych kwiatów krzaki powyrywałem z łąk i skał pod Bielanami i snop cały przyniosłem do siebie, że mji ustawiony na stole sięga warkoczami do pułapu i ocienia wszystko wokół. Jak ja lubię wśród tych kwiatów siedzieć."
Portretowanym przez siebie roślinom nadawał nowe wymyślone przez siebie nazwy (np. trzewiczki Matki Boskiej, albo wilcze łyko), lub odszukiwał nazwy ludowe, podkrakowskie. Szkice opatrywał opisami, czasami podkolorowywał kwiaty.
Wyspiański patrzył na rośliny jak na źródło motywów i inspiracji. W liście do przyjaciela Rydla pisał: "Tymczasem wycieczki na Bielany, nad Wisłę, na łąki po kwiaty i stylizowanie tychże, i od razu zastosowywanie do lamp, świeczników, kolumn, słupów, pasów, fryzów ścian", więc oglądając dziś powstały wtedy "Zielnik" nie można zapomnieć, że nie wyszedł spod palców botanika, ale secesyjnego artysty.
Nie wszystkie z 60 kartek taniego, pożółkłego papieru w rozmiarze 210 x 170 mm ze szkicami polnych roślin zachowały się do dzisiaj. Za życia artysty nie wydano "Zielnika" - jedni twierdzą, że Wyspiański nie chciał wystawiać na widok publiczny tej "osobistej przygody", inni uważają, że mimo chęci wydania rysunków jako księgi motywów zdobnicznych, po prostu się nie udało.
Dzisiaj możemy oglądać "Zielnik" na wystawach i w katalogach wystaw. Oraz - oczywiście - w internecie.
źródło: malarze.com, wyspianski.mnw.art.pl
Natanson W.: Stanisław Wyspiański Próba nowego spojrzenia. Poznań: Wydawnictwo Poznańskie 1965
Przepiękne te szkice a raczej studia kwiatów. sama też uwielbiam tak sobie czasem poszkicować Zajmuję sie projektowaniem tkanin i kiedyś na tego bloga zajrzałam bo był w nim obecny Wiliam Morris człowiek który kwiaty ukochał i umiał je przedstawiać jak mało kto.
OdpowiedzUsuńdziś też zauroczyły mnie te cudowne kwiaty !!!
Pozdrawiam serdecznie
Projektowanie wzorów tkanin czy tapet wydaje mi się jednym z najbardziej twórczych i zarazem użytecznych zajęć - czyli jak dla mnie kwintesencja idealnej pracy:-) I musi dawać niesamowicie dużo satysfakcji.
OdpowiedzUsuńWilliam Morris to niesamowita postać, prawdziwy człowiek renesansu - zajmował się - tak jak ty - projektowaniem tkanin, pisaniem, tworzeniem ogrodów, architekturą, rzemieślnictwem... Prawie jak nasz Wyspiański :-)
A Wyspiańskiego kwiaty w kościele O Franciszkanów w Krakowie to najpiękniejsze malarstwo ścienne świata. Mogłabym się stamtąd w ogóle nie ruszać. Tyle że nie mieszkam w Krakowie i bywam tam tylko czasem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie